Wreszcie pogodowa zła passa minęła. Niedziela 14 stycznia przywitała nas pięknym słońcem. Wyruszamy na pierwszą w tym roku wycieczkę. Kolejką gondolową wyjeżdżamy na Szyndzielnię.
Wyremontowana gruntownie na przełomie 2016 i 2017 roku kolejka linowa żółtymi wagonikami przewozi nas na szczyt. Wagoniki suną w górę powoli, a my podziwiamy przepiękne widoki. Już z wagoników widzimy, że tam w górze jest coraz bardziej biało. Szyndzielnia to szczyt w Beskidzie Śląskim (1028 m n.p.m.). Masyw górski porośnięty jest lasami bukowymi z domieszką świerków i jodeł. Pod szczytem znajduje się schronisko turystyczne, które mijamy, nie wstępując do niego: szkoda tego słońca, na które czekaliśmy jesienią i tych zapierających dech w piersiach widoków. Idziemy przez las. Na drzewach miliony lodowych igiełek zamieniły się w szadź. Oblepione szadzią gałęzie na tle szafirowego bezchmurnego nieba wyglądają jak w filmowej baśni Andersena o Królowej Śniegu. Dochodzimy do Klimczoka (1117 m n.p.m.). To szczyt w północno-wschodniej części pasma Baraniej Góry. Zatrzymujemy się w schronisku na krótki odpoczynek. Schronisko PTTK na Klimczoku to nazwa powszechnie znana, chociaż w rzeczywistości położone jest ono poniżej szczytu Magury, a od szczytu Klimczoka oddzielone jest przełęczą Siodło. Już w 1841 roku na Klimczoku znajdowała się niewielka chatka myśliwska. W 1872 roku na grzbiecie Magury wzniesiono pierwsze drewniane schronisko, które wpierw służyło tylko myśliwym. W późniejszych latach rozbudowano go, aby mogło służyć również turystom. Po kilku pożarach odbudowano schronisko z kamienia, i w tej formie, z niewielkimi zmianami, obiekt podziwiamy obecnie.
Wyruszamy w dalszą drogę. Słońce „maszeruje” cały czas z nami. Kolejne schronisko na trasie to Chata Wuja Toma, położona tuż pod przełęczą Karkoszczonka na wysokości 736 m n.p.m. na rozległej polanie pod lasem, tym razem skąpanej w słońcu (ostatnio, gdy tu byliśmy deszczówka wylewała nam się z butów). Odpoczywamy na ławach, popijamy herbatę opatuleni kocami: temperatura po południu spadła blisko zera. Wyciągamy szyje do słońca, żeby jeszcze chwilę ogrzać twarze w jego promieniach. Nasza pierwsza wycieczka dobiega końca. Jeszcze tylko kilkanaście minut marszu w dół. Pod przełęczą Karkoszczonka czeka autobus. Na koniec patrzymy na sztucznie naśnieżony stok narciarski i ruszamy w drogę powrotną. Wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni: piękny jest świat skąpany w słońcu. Jestem przekonana, że w tym roku słońca będziemy mieć na wycieczkach pod dostatkiem. Do zobaczenia na następnej wyprawie.
Teresa Rokicka