Stało się tradycją, że Podróżnicy z Krzeszowickiego Klubu w październiku organizują imprezę pt. „ Zakończenie sezonu”. Tak naprawdę to żadne zakończenie sezonu, ponieważ jak w poprzednich latach tak i w tym imprezy są w listopadzie i w grudniu. W tym roku zaplanowane są jeszcze trzy imprezy: turystyczna, zajęciowo-edukacyjna i na zakończenie slajdowisko.
Ale wracając do wyjazdu do Kamiannej, jest to po łemkowska wieś ukryta w dolinie zachodniej części Beskidu Niskiego, z dala od miejskiego zgiełku. Życie toczy się tu wolniej. Od lat 60 XX wieku Kamianna za sprawą księdza dr. Henryka Ostacha, który założył tu pasiekę i zainicjował Sądecki Dzień Pszczelarza nieodłącznie kojarzona jest z produkcją pysznego miodu (dostarczano go również na stół papieża Jana Pawła II).
Zwiedzając skansen zachwycać się można zgromadzonymi kilkudziesięcioma ulami. Niektóre jak z bajki – przypominają zamki, pałace, karety i zwierzęta.
Piękno tego miejsca podkreślał bardzo pogodny dzień, bezchmurne i wręcz lazurowe niebo.
Ci którzy do tej pory nie spotkali się z tematyką pszczelarską wzbogacili swój zasób wiedzy na temat hierarchii panującej w ulu a także dowiedzieli się co znaczą określenia miodów pitnych: półtorak , dwójniak, czwórniak .
Wieczorem mieliśmy zaplanowaną imprezę integracyjną. Gospodarze zastawili nam stoły w kawiarence i mieli rację, że nie na polu bo mimo bardzo ciepłego dnia, wieczór był zimny. Oprócz kiełbasek, kiszek i mięsiwa podano miód pitny.
W kawiarence w centralnym miejscu wyeksponowano dyby a nad mini zawieszono spisaną przestrogę, że kto miodu odmówić się waży tego w dyby zakuć należy.
Wziąwszy sobie do serca ową przestrogę każdy podróżnik śpieszył by miodu spróbować, a że właściwości tego trunku mają moc niezwykłą to też wszyscy bawili się wybornie.
W niedzielę po śniadaniu grupa pojechała do Krynicy, by tam pospacerować po deptaku, przejść się alejkami w na Górę Parkową, spróbować słynnych krynickich lodów czy czekolady z gorącymi malinami. Ochom i achom nie było końca, Krynica zawsze jest piękna ale skąpana w październikowych barwach chyba jest najpiękniejsza. Czas bardzo szybko mija i niestety musieliśmy wracać. Jeszcze tylko obiad , pamiątkowe zdjęcie i powrót do Krzeszowic.
W tym roku klub zarobił na wycieczkach i zgodni ze statutem pieniądze przeznaczył dla swoich członków na dofinansowanie właśnie tej imprezy. Zadajemy sobie pytanie, co przyniesie przyszły rok?
Teresa Ślusarczyk
Zdjęcia: Andrzej Bulicz, Andrzej Rokicki