Zielone Świątki

Gdy się ściemni w wieczór Zielonych Świątek, wychodzą wszyscy w pole. Parobczaki układają z chróstu stos ogromny, ale naprzód obchodzą z pochodniami miedze swych pół, a potem zapalają sobótkę, muzyka gra, strzelają, tańczą koło ognia i skaczą przezeń. Gdy się sobótka dopali czynią znak krzyża świętego nad ogniskiem.

Zygmunt Gloger, „Encyklopedia Staropolska”

Zielone Świątki to ruchome święto, w tym roku obchodzimy je 31 maja, czyli – zgodnie z tradycją – pięćdziesiąt dni po zmartwychwstaniu Jezusa. Warto przypomnieć, że zmartwychwstanie Jezusa nastąpiło w szczególnym dniu kalendarza żydowskiego: w pierwszym dniu żniw, w którym Żydzi składali snop jako ofiarę dziękczynną za żyzność ziemi i obfitość plonów. Dzień ten rozpoczynał okres pięćdziesięciu dni przed dniem Pięćdziesiątnicy, o którym mówią Dzieje Apostolskie, i był dniem wielkiego święta, zamykającym siedem tygodni żniw (www.apologetyka.katolik.pl). W tym właśnie dniu na apostołów zstąpił Duch Święty, a dzień zesłania Ducha Świętego uważa się za narodziny Kościoła.

Ale należy pamiętać, że święto to ma korzenie przedchrześcijańskie i jak żadne inne wyraźnie powiązane jest z celebrowaniem pełni wiosny. Wśród ludu było to święto rolnicze i pasterskie, symboliczne pożegnanie wiosny i powitanie lata, stąd liczne towarzyszące tym dniom obrzędy. Przyroda, pobudzona już do życia, kusiła bujną zielenią, a życiodajne soki wiosennych drzew niosły powodzenie i chroniły od wszelkiego złego. Dlatego domy i płoty majono zielonymi gałęziami, najczęściej brzozowymi, podłogi, podwórka i psie budy wyściełano tatarakiem, tak dla świątecznej dekoracji i zapachu, jak i przeciw pchłom czy komarom. Niektórzy stawiali też przy drzwiach czy w obejściu małe brzozowe drzewka. Te archaiczne, magiczne praktyki, zachowały się w szczątkowej formie do dziś.

Ksiądz Eugeniusz Janota, taternik, badacz folkloru i przyrodnik, pisał: W wilię Zielonych Świątek wtykają w izbie do szpar, koło okien i w stajni gałązki jesionowe. W te dwa święta izby nie zamiatają, rozrzuciwszy po nich sasyny (tataraku, tatarczuchu). Drzwi i okna ozdabiają gałęźmi z drzew liściastych, mniemają bowiem, że mają moc odwracania nawałnic, gradów i piorunów, używają szczególnie czarnej olszy, która jest także środkiem wypędzającym krety. Co więcej, nie dość, że zieleń była wszędzie, bo i na głowach dziewcząt, na szyjach i rogach zwierząt, na drzwiach domostw, to i rodzaj gałązek miał znaczenie: brzoza na przyjaźń, sympatię i szczęście, dąb na siłę i długie życie, klon na zdrowie, tatarak na oczyszczenie (www.franciszkanie.pl).

Zielone Świątki nazywano w naszym regionie także sobótkami i gdy prawie w całej Polsce tradycyjnie były palone na św. Jana, w Małopolsce od zawsze palono je w drugi dzień tego święta. Ta tradycja wciąż jest żywa w kilku miejscowościach naszej gminy, a wielu z nas z nostalgią wspomina ogniska palone na „granicach” wsi i chłopięce zabawy z kadzidłami (kociołkami), czyli po prostu puszkami napełnionymi żarem. Tradycyjnie tańczono wokół ognia i skakano przez ogniska, opalano także zboże, biegając po polach i miedzy z płonącymi pochodniami.

Palenie ognisk wiązało się także z ucztowaniem i śpiewami. Smażono jajecznicę, najlepiej na słoninie i z dodatkiem kiełbasy, bo jajko oczywiście było silnym środkiem ochronnym przeciwko czarownicom i czarom. Bydło okadzano dymem ze spalonych święconych ziół i majono, czyli przystrajano wieńcami i kwiatami, a po grzbietach i bokach toczono jajka. Gospodynie wypędzały bydło na pastwiska przed wschodem słońca, bo wierzyły, że dzięki temu krowy będą dawały dużo mleka, a paszy nie zabraknie im aż do późnej jesieni. W okresie późniejszym zasiane pola obchodziły procesje, niesiono chorągwie i obrazy święte. Znany był zwyczaj stawiania przez kawalerów przed domem pięknych panien (często w nocy, ukradkiem) wysokich słupów, zwanych majami, ozdobionych na wierzchołkach kwiatami, gałązkami i wstążkami.

Zielone Świątki to także święto ludowców, które zostało ustanowione w 1903 roku we Lwowie, podczas Zgromadzenia Rady Naczelnej Polskiego Stronnictwa Ludowego. O sobótkach tak pisał A. Gorczyński w czasopiśmie „Przyjaciel ludu” w 1835 roku: W dzień Zielonych Świątek, pod wieczór gdy zmrok padać zaczyna, w Krakowskiém tysiące zapala się ogni, na przestrzeni okiem nieprzejrzanej. Bliższe odbijają się w nurtach spokojnie płynącej Wisły, dalsze aż ku Karpatom, gdzie powierzchnia ziemi wzniesiona, błyszczą w oddaleniu niby gwiazdy zamdlone. Niektóre ognie ukazują się pojedynczo, inne znów świecą po kilka i więcej razem zapalonych. Ognie te po parę godzin goreją wieczorem, tak w pierwsze, jak i w drugie święto, a niekiedy i przez kilka dni z rzędu.

Monika Dudek