18 kwietnia zmarł Stefan Tadeusz Aleksander Bratkowski (ur. 22 listopada 1934 we Wrocławiu) – prawnik, dziennikarz, publicysta i pisarz; w latach 1980–1990 prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, w latach 1991–1992 prezes Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik”, przewodniczący Rady Programowej Stowarzyszenia Pracowników, Współpracowników i Przyjaciół Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa Imienia Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Po upadku powstania warszawskiego w 1944 i kilku latach tułaczki wychowywał się w Domu Młodzieży w Krzeszowicach; również tutaj ukończył Liceum Ogólnokształcące. 30 czerwca 2016 roku został Honorowym Obywatelem Gminy Krzeszowice.
W 2005 roku o Stefanie Bratkowskim pisała na łamach „Magazynu Krzeszowickiego” Maria Ostrowska. Dziś chcemy przypomnieć tamten artykuł, który zyskuje zupełnie inną, nową perspektywę.
Spotkanie z Redaktorem Stefanem Bratkowskim
Jest śnieżny marcowy dzień. Wchodzę z bijącym mocno sercem do kawiarni „Czytelnika” przy ulicy Wiejskiej 12 w Warszawie. Tutaj właśnie mam wymarzone od dawna spotkanie z Panem Redaktorem Stefanem Bratkowskim, jednym z najwybitniejszych polskich publicystów ostatnich kilkudziesięciu lat, legendą polskiego dziennikarstwa.
W mojej świadomości zaistniał od 1962 roku, tzn. od początku mojej pracy w krzeszowickim Liceum. Był stale obecny we wspomnieniach Pani Dyrektor Almy Trzebickiej. Zawsze mówiła z podziwem i ogromną sympatią o wybitnym absolwencie swej szkoły. Myślę, że to przede wszystkim skłoniło mnie do sięgania, przez lata, do jego znakomitych książek – „Skąd przychodzimy”, „Z czym do nieśmiertelności”, „Oddalający się kontynent”, „Wiosna Europy. Mnisi, królowie i wizjonerzy”, „Najkrótsza historia Polski”, „Pan Nowogród Wielki”, „Podróż do nowej przeszłości”.
Lektura tych prac i artykułów stała się moją prawdziwą fascynacją. To była szkoła myślenia o związkach teraźniejszości z przeszłością, oryginalnego spojrzenia na polską tradycję historyczną, a przede wszystkim poszukiwania tego, co pragmatyczne, sprzyjające rozwojowi myśli naukowej i technicznej.
Nasze spotkanie w „Czytelniku” zaczynamy oczywiście od wędrówki w krainę dzieciństwa i młodości Pana Redaktora. Mieści się w niej przedwojenny Wrocław, gdzie urodził się w 1934 roku. Jego Ojciec tam właśnie był polskim konsulem. Potem wojenna Warszawa, zapisane w dziecięcej pamięci tragiczne obrazy z Powstania.
Kiedy po wojnie trafiłem do Domu Młodzieży z kilkuset sierotami i półsierotami wojennymi takimi jak ja, nie snuliśmy wspomnień. Były wśród nas dziewczynki, które, wiezione na Syberię, spuszczały przez dziurę w podłodze wagonu towarowego zwłoki swojej matki. Nie wracaliśmy do tego, co było. I może dlatego później łatwiej było nam uwolnić się od nienawiści do Niemców i Rosjan, zobaczywszy w nich samych ofiary Wielkiego Opętania – pisze Stefan Bratkowski w swej „Najkrótszej historii Polski”.
Ten wspomniany wielokrotnie Dom Młodzieży był w Krzeszowicach i jemu właśnie poświęcona jest książka „Mieliśmy kilkaset sióstr i braci”, opracowana przez wychowanków – Ryszarda Abramowicza, Stefana Bratkowskiego i Romana Wójcika.
O twórcy i pierwszym dyrektorze Domu, Stanisławie Jedlewskim, oraz o drugim dyrektorze, Władysławie Śmiałku, pisze Stefan Bratkowski w „Oddalającym się kontynencie”, że mieli coś z dobrych duchów, które czuwają nad prawidłowym wyborem drogi, ale nie wydają rozkazów. Podkreśla, że wychowawcy potrafili tak budować młodzieńcze osobowości swych wychowanków, by zachować ich indywidualizm, tak bliski polskiemu dziedzictwu kulturowemu, a równocześnie rozwijać zdolność współdziałania w imię wspólnych interesów, przechodzić od słów do czynów.
We wspomnieniach, niczym zatrzymane w filmie kadry, przewijają się postacie wychowawców z Państwowego Domu Młodzieży, nauczycieli z krzeszowickiego Liceum, kolegów. Szczególne miejsce, niezmiennie, zajmuje Dyrektor Alma Trzebicka. Objęła to stanowisko w krzeszowickim Liceum w 1950 roku, więc tylko przez rok miała kontakt z klasą Stefana Bratkowskiego, która maturę zdawała w 1951 roku. Nie przeszkodziło to jednak zachować Ją we wdzięcznej pamięci jako niezwykłego, wybitnego pedagoga i wspaniałego, dobrego człowieka.
Wśród wspomnianych serdecznie jest również Henryk Urbanek.
Wychowawca naszej klasy, pan Henryk Urbanek, fizyk, przez całe drugie półrocze klasy maturalnej, po przerobieniu wcześniej całego materiału kursowego, pozwalał dalsze lekcje prowadzić uczniom pasjonującym się fizyką jądrową, Maćkowi Jarzębińskiemu, Witkowi Dzięgielewskiemu i Kazikowi Wójcikowi (…). Nasz ukochany „Dżul” przysłuchiwał się wykładom i dyskusjom, korygując błędy, jeśli było trzeba, wtrącając swoje uwagi czy też inteligentnie naprowadzając młodzież na prawidłowy tok rozumowania – Stefan Bratkowski „Nasza Buda”.
Takie obrazy pozostają w pamięci na zawsze. A pani Zofia Żebrowska, historyczka, która potrafiła późniejszemu autorowi „Najkrótszej historii Polski” polecić, by poprowadził lekcję na temat wyprawy Napoleona na Moskwę (pasjonował się tym tematem) i stwierdzić publicznie, że uczeń zna to lepiej niż ona…
Patrzę na listę absolwentów z roku 1951. Jest ich dwudziestu siedmiu. Pan Redaktor stwierdza, że niemal wszystkie nazwiska swych koleżanek i kolegów potrafi odtworzyć z pamięci, po tylu latach.
Rozjechali się po świecie, ale pozostali – w anegdocie, miejscu w ławce, charakterystycznym powiedzonku, po prostu – w najpiękniejszej krainie świata – młodości.
Potem były studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim i – praca publicysty. Pan Redaktor wspomina swój okres dziennikarskiego terminowania. Jako reporter poznał wtedy wiele śląskich miast i miasteczek. Jakże mi miło, że zawędrował wtedy, jak się okazuje, do krainy mojego dzieciństwa i młodości – Rydułtów i że teraz, razem, możemy się zachwycać wielkością muzyki mego starszego kolegi z rydułtowskiego Liceum, światowej sławy kompozytora Henryka Mikołaja Góreckiego.
Od wspomnień o gospodarnych śląskich miasteczkach dochodzimy do refleksji o idei, która od zawsze fascynuje Pana Redaktora – „małych ojczyzn”, dumy z miejsca, w którym się jest, poczucia odpowiedzialności za nie, szacunku dla własnych korzeni i zainteresowania ich, często niezwykłą, skomplikowaną genezą narodowościową, wynikającą z europejskich, a nawet światowych ruchów migracyjnych.
„Skąd przychodzimy” – to nie tylko jeden z tytułów książek Stefana Bratkowskiego, ale pytanie, na które autor próbuje szukać odpowiedzi w wielu swych pracach, wędrując po szerokich obszarach historii, dziejów kultury materialnej, techniki, literatury, językoznawstwa. Fascynują go idee leżące u podstaw kultury materialnej i metod gospodarowania tak dawnych, jak i współczesnych społeczeństw. Pisze z wielką swadą, a jego teksty odznaczają się precyzją wykładu, poświadczając nieprzeciętny talent i erudycję autora.
To orędownik nowoczesności, pragmatyk, pozytywista, myślę jednak, że o duszy romantyka. W dobie ogólnego czarnowidztwa i przekonania o powszechnej niemożności zachwyca swą optymistyczną wizją świata.
Na okładce jego „Najkrótszej historii Polski” znalazła się fotografia średniowiecznej rzeźby Nieznanego Mistrza z katedry w Naumburgu, znanej jako „Śmiejąca się Polka”. Przedstawia ona Regelindę, córkę Bolesława Chrobrego.
Stefan Bratkowski należy do ludzi, którym zawdzięczamy III Rzeczpospolitą. Programy reform i wizje ładu społeczno-ekonomicznego formułowane przez tego wybitnego publicystę są przedmiotem gorących dyskusji, ważnym elementem polskiego życia intelektualnego.
Czytamy w każdą sobotę z wielkim przejęciem jego felietony z cyklu „Z boku”, zamieszczane w „Rzeczpospolitej”. Pozwalają spojrzeć na wiele spraw z pozycji człowieka, w którego „Wiośnie Europy”, już w 1977 roku, zostały wszechstronnie wyłożone idee średniowiecznego uniwersalizmu europejskiego i wyświetlone związki tamtej, odległej problematyki ze współczesnymi dyskusjami o integracji europejskiej.
Stefan Bratkowski – wielki autorytet moralny i intelektualny, Honorowy Prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Jesteśmy dumni, że to absolwent naszego krzeszowickiego Liceum.
Maria Ostrowska