Pamięci Redaktora Kazimierza Targosza

Pożegnaliśmy Redaktora Kazimierza Targosza, wybitnego dziennikarza, krzeszowiczanina.

Wiele podróżował po świecie, starając się dotrzeć do najwybitniejszych przedstawicieli świata kultury, polityki, nauki, przeprowadzić z nimi wywiad, znakomity pod względem merytorycznym, równocześnie dyskretnie osobisty, zawsze niezwykle fascynujący. Teksty Kazimierza Targosza czytało się przed laty – w rozchwytywanym „Przekroju”, „Panoramie”, miesięczniku „Kraków”, wreszcie w naszym „Magazynie Krzeszowickim”, którego był naczelnym redaktorem. Powrócił do korzeni, ale prawdę mówiąc, nigdy nie rozstał się na stałe z Krzeszowicami. Były Jego domem w sensie dosłownym i metaforycznym. Tu miał swoją Rodzinę, która była najważniejsza. Tu spotykał się z kolegami z krzeszowickiego Liceum, którego był znakomitym absolwentem. I z grupą „chłopców z Miasteczka”, tego „smutnawego Sorrento, ale w blaskach słońca”. Ich barwne portrety utrwalił w swych „Opowiadaniach krzeszowickich” Stanisław Czycz. Wśród nich był „Ostinato”, czyli Kazimierz Targosz, cieszący się sławą erudyty, władającego piękną polszczyzną, przyjaciel, na którego można było liczyć w każdej potrzebie. Takim pozostał na zawsze. Profesor Tomasz Burek, wybitny historyk literatury, napisał, że Czyczowe opowiadania to najpiękniejszy w czasach powojennych obraz małego miasteczka. Jestem przekonana, że miał rację.

Potem były studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po dyplomie rozpoczął swą czterdziestoletnią pracę dziennikarską, do której był po prostu stworzony. Świetnie piszący, stale poszukujący ważnych tematów, oczytany, potrafił dotrzeć do Jerzego Giedroycia w redakcji paryskiej „Kultury”, do hrabiego Leona Habsburga w Wiedniu, do Normana Davisa w Oksfordzie. Gościła Go Maria Kuncewiczowa w Kazimierzu Dolnym n/Wisłą. Odbył piękne, długie spacery – po urokliwym Sandomierzu z Wiesławem Myśliwskim, autorem uhonorowanego Literacką Nagrodą Nike „Widnokręgu” i refleksyjną wędrówkę z samym Tadeuszem Różewiczem po Wrocławiu.

W Paryżu spotkał się z Wojciechem Pszoniakiem, w Katowicach z Wojciechem Kilarem, w Stawiskach z Marią Iwaszkiewicz, w Łopusznej z ks. prof. Józefem Tischnerem, a z ks. biskupem Tadeuszem Pieronkiem w Jego rodzinnych Radziechowach. Przyjaźnił się z Ludwikiem Jerzym Kernem.

To tylko wybrane przykłady. Pochylam się teraz nad obszernym wykazem tytułów pasjonujących wywiadów przeprowadzonych przez Pana Redaktora. Uświadamiam sobie, nie po raz pierwszy, że stanowią one wzorzec sztuki dziennikarskiej. Przypominam także, że je już przed laty z zachwytem czytałam, a powracam z ogromną przyjemnością. To teksty Mistrza. W 2013 roku odebrał z rąk Jacka Majchrowskiego Nagrodę Zasłużony dla Miasta Krakowa Honoris Gratia.

Żegnając Pana Redaktora w krzeszowickim kościele i na cmentarzu, a także potem, przypominałam, z ogromną wdzięcznością, moje pierwsze kontakty z „Magazynem Krzeszowickim”. Czytałam go od początku istnienia, ale to było coś innego. Pan Redaktor wspomniał, że mogłabym od czasu do czasu coś napisać. Była druga połowa lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Po przejściu na emeryturę nie czułam się najlepiej. Wtedy właśnie pojawiła się ta propozycja. Nigdy nie pisałam „do gazety”, nie miałam jeszcze komputera… Ale spróbowałam. Pan Redaktor potraktował mnie bardzo życzliwie, lecz uświadomił, jak wiele muszę się nauczyć. Bardzo doceniam fakt, że skreślał mi wszystkie obszerne wstępy, zachęcał do bardziej syntetycznego ujmowania tematu. Ogólnie jednak akceptował moje skromne pisanie. Wiele się od Niego nauczyłam. Dziękuję. I jeszcze piękna refleksja przesłana przez „Panią doktor od Czycza”, Justynę Urban-Jędrzejewicz:

Bardzo smutno. Niebieskie Sorrento coraz bardziej się zaludnia. Niech Ostinato znajdzie ukojenie wśród dawnych kolegów.

Maria Ostrowska